Ten tydzień już mnie wykończył, a mamy dopiero wtorek.
Nieszczęścia nie chodzą parami. Są stadne.
Bo to jest tak, zawsze traktujesz zobowiązania wobec innych i ich emocje wyżej niż swoje własne, chcesz dobrze, a potem i tak wychodzi na to że jesteś tym złym i nieodpowiedzialnym.
Nadciąga trudny dla mnie czas, tsunami poczucia winy... huragan oskarżających myśli... :(
A z antydepresantów mam tylko zamkniętą na klucz łazienkę i schowanie się pod kołdrą. Niewiele.
Nie jestem w życiu zbyt widowiskowa. Odwracam się i odchodzę. Można mnie zrazić ignorancją, brakiem uwagi, atencji. W niepowodzeniach zamykam się i trudno mnie potem otworzyć, dotrzeć do mnie. Bywa, że wychodzę z domu, gdzieś uciekam, chcę być goniona i przepraszana.